Artykuł dostępny również w formacie PDF
Przeczytasz w 10 minut
Jest początek roku 2021 roku. Pracujemy i uczymy się – w miarę możliwości – z domów za pośrednictwem internetowych platform, z kultury korzystamy online, przesyłki zamawiamy do paczkomatów, a z rodziną i bliskimi rozmawiamy na Messengerze i Skype’ie. Przenieśmy się w czasie do epidemii cholery z XIX wieku. Czy jakoś szczególnie obchodzono się wówczas z przesyłkami pocztowymi?
Justyna Jeleniewska-Janusz: Podczas epidemii korespondowano, ale przesyłki poddawane były dezynfekcji – dowodem na to są przechowywane we wrocławskim Muzeum Poczty i Telekomunikacji dwa listy: jeden z nich był nakłuwany igłami i odymiany (Kwidzyń – Lipsk z 1821 r.), drugi zaś posiada pieczątki „Dezinfekirt” i „SAN.St” – stacji sanitarnej (Berlin – Poznań z 1831 r.).
A jak mogłaby wyglądać nasza rozmowa 100 lat temu w warunkach nieepidemicznych, zakładając, że znajdujemy się w dwóch różnych miastach?
Tomasz Suma: Mielibyśmy dwa wyjścia: pisać lub telefonować.
Używalibyśmy niecodziennego papieru i dbali o czytelność pisma (obowiązkowo) odręcznego. Pisalibyśmy piórem maczanym w kałamarzu, uważając, by nie zabrudzić papeterii, ale wprawność w pisaniu epistoły nie pozwoliłaby nam popełnić takiego błędu. Oczywiście list należałoby też nadać, więc musielibyśmy wybrać się do pobliskiego urzędu pocztowego. List zapakowalibyśmy w zakupioną tam kopertę – zwyczajną, bez jakichś szczególnych oznaczeń – i nakleilibyśmy na niej znaczek pocztowy opłacany markami polskimi. W zależności od miesiąca, w którym byśmy korespondowali, mielibyśmy do wyboru: fioletowy znaczek o nominale 3 marek polskich (mk) autorstwa wybitnego grafika Edmunda Bartłomiejczyka wydany w styczniu; na początku marca znaczek z dopłatą na Polski Czerwony Krzyż też projektu Bartłomiejczyka o nominale 6 lub 10 mk plus dopłata na PCK 30 mk; pod koniec marca znaczek „Siewca” o nominale 10 mk projektu B. Wiśniewskiego; w maju znaczek „Uchwalenie Konstytucji” autorstwa E. Bartłomiejczyka i w czerwcu „Orzeł na tarczy barokowej” projektu E. Trojanowskiego. Wszystkie te znaczki, ich odmiany, wariacje filatelistyczne oraz oryginalne projekty, a także interesująca kolekcja piór i kałamarzy oraz papeterii znajdują się dziś w Muzeum Poczty i Telekomunikacji we Wrocławiu.
korespondencja Berlin Poznań, 1831
Drugim sposobem byłoby przeprowadzenie rozmowy telefonicznej, może nawet nie jednej. Oczywiście pod warunkiem, że bylibyśmy jednym z 50 000 ówczesnych abonentów telefonicznych. W pierwszych latach II Rzeczpospolitej telefon nie stanowił już egzotycznej nowinki technicznej, ale wciąż był wyznacznikiem statusu społecznego. Jeśli więc sto lat temu należelibyśmy do grupy obywateli II RP, których stać byłoby na luksus posiadania w domu własnego aparatu telefonicznego, nasze urządzenia – wyprodukowane w Polsce przez szwedzką firmę Ericsson – z pewnością wisiałyby lub stały (w zależności od typu) na honorowym miejscu w przedpokoju. I nie dlatego, że przedpokój zapewniałby nam intymność rozmowy, ale dlatego, że to pomieszczenie, w którym wchodzący gość jako pierwszy artefakt naszego domu zobaczyłby właśnie telefon. Bo byłoby się czym pochwalić.
W większości miast montowano aparaty w urzędach państwowych, na pocztach, rzadziej były to pojedyncze rozmównice publiczne. O prywatnym telefonie moglibyśmy jednak co najwyżej marzyć – niedostateczna sieć telefoniczna oraz kosztowne rozmowy i abonament sprawiały, że telefonów w Polsce wciąż nie było wiele. Najmniejsze szanse na założenie własnego domowego telefonu mielibyśmy w Warszawie (10%), gdzie działało jedynie 5000 telefonów (czyli jeden aparat na prawie dwustu mieszkańców) i Bydgoszczy (18%); trochę lepiej byłoby w Wielkopolsce (24%), a największe szanse mielibyśmy w Małopolsce i samym Krakowie (aż 37%). Niewątpliwie musielibyśmy liczyć się z kosztami: na przełomie lat 20. i 30. 10-minutowa rozmowa telefoniczna kosztowała mniej więcej trzysta dzisiejszych złotych. Aparaty widywano więc przeważnie w miejskich zamożnych domach i oczywiście administracji państwowej. A statystyczny Polak mógł dzwonić co najwyżej z rozmównicy publicznej – jeśli miał do kogo i jeśli taka była w mieście.
Dwa miasta nie pojawiają się w moim pytaniu przypadkowo, bowiem Muzeum Poczty i Telekomunikacji powstało 100 lat temu – dokładnie 25 stycznia 1921 roku – w Warszawie. Jak to się stało, że muzeum zostało przeniesione do Wrocławia i jest jedyną w Polsce placówką gromadzącą zbiory związane z przeszłością polskiej poczty?
TS: Muzeum rzeczywiście powstało sto lat temu w Warszawie. Było pomysłem ministerstwa, a nawet osobistym pomysłem jednego człowieka: Władysława Stesłowicza, ministra poczt i telegrafów w latach 1920–22, który nie szczędził czasu, sił i zaangażowania, by placówka stała się ważnym i widzialnym miejscem na kulturalnej mapie stolicy i niepodległej Polski. W jego koncepcji polskie muzeum pocztowe miało być swoistym pomnikiem wystawionym przez resort poczt i telegrafów upamiętniającym odzyskanie przez Polskę niepodległości. Towarzysząca temu zamysłowi społeczna świadomość zachowania w pamięci zbiorowej historii polskiej poczty i ludzi z nią związanych spowodowały nieustanny napływ darów i przekazów zawierających pamiątki świadczące o niezwykłej przeszłości polskiej poczty oraz ukazujące działalność i rozwój poczty w czasach współczesnych. Tą ideę kontynuowali wszyscy jego następcy przed i po wojnie. Nie było też potrzeby tworzenia konkurencji dla warszawskiego muzeum pocztowego. Nigdy nie myślano w takich kategoriach. Jeśli już powstało jedno muzeum poczty oraz telegrafii, to jest to jedyne miejsce dla zachowania dziedzictwa narodowego i historii w tym temacie – takie było przeświadczenie i myślenie. Muzeum przetrwało w Warszawie do 1951 roku, kiedy decyzją władz państwowych zostało zlikwidowane, jak wszystkie ówczesne muzea techniczne (Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie, Muzeum Przemysłowe w Krakowie, Muzeum Techniki Rolniczej w Szreniawie i Muzeum Poczty i Telekomunikacji w Warszawie), a wraz z nimi likwidacji uległ Związek Muzeów w Polsce.
Pomysł ponownego otwarcia muzeum odżył na początku 1954 roku na szczeblu ministerialnym i już wtedy rozmawiano o innym mieście niż stolica. Na nową siedzibę MPiT wyznaczono Ziemie Odzyskane i zaproponowano Wrocław. Było to terytorium, które należało wówczas docenić bardziej niż którekolwiek powojenne, bo przecież wszelkimi dostępnymi sposobami trzeba było udowodnić ich wielowiekową polskość. Jest to jedyny przypadek, kiedy stolica dobrowolnie rezygnuje z muzeum na rzecz innego regionu Polski.
korespondencja Kwidzyń – Lipsk, 1821
A dlaczego Wrocław, a nie inne miasto na Ziemiach Odzyskanych lub na Pomorzu czy w dawnych Prusach Wschodnich?
TS: Chyba, a raczej na pewno zdecydowała o tym dobra karta wrocławska, jaką była postać Władysława Kostro – działacza politycznego, związkowego i pocztowego wysokiego szczebla zarówno we Wrocławiu, jak i w Warszawie. Człowieka, który miał wówczas siłę przekonywania do swoich koncepcji i pomysłów. Jak to się mówi: właściwy człowiek we właściwym czasie na właściwym stanowisku (śmiech). To on zaproponował Wrocław jednoznacznie kojarzony z Ziemiami Odzyskanymi; przekonał ministerstwo, że to pomysł genialny, że po Wystawie Ziem Odzyskanych z 1948 i Kongresie Ziem Odzyskanych z 1952 (oba we Wrocławiu) będzie to trzecie najważniejsze wydarzenie podkreślające tożsamość tych rejonów. I… udało się. Dwa lata później uroczyście otwierano nowe muzeum w stolicy Dolnego Śląska i największym mieście Ziem Odzyskanych.
Kultowym eksponatem muzeum jest XIX-wieczny dyliżans pocztowy. Jakie jeszcze muzealne białe kruki można będzie zobaczyć w muzeum po ponownym otwarciu?
TS: Przygotowujemy właśnie nową wystawę stałą w Sali Historycznej, na której zobaczymy eksponaty nigdy dotąd nie pokazywane, m.in. oryginał najstarszego zachowanego polskiego szyldu pocztowego z XVIII w. ze Słonimia i XVIII-wieczną pieczęć z tego urzędu, notatnik Poczty Legionów Polskich z oryginalnymi podpisami Piłsudskiego i legionistów I Brygady, list cesarza Franciszka Józefa z uznaniem dla znakomitej pracy polskich listonoszy pod zaborem austriackim czy jedyny zachowany egzemplarz w Polsce liberii pocztowego urzędnika ministerialnego z czasów Królestwa Polskiego.
JJ-J: Z kolei sztandarowym znaczkiem, który zaciekawi niejednego miłośnika filatelistyki, jest pierwszy polski znaczek tzw. „Polska 1” z lat 1860–65 czy „400-lecie Poczty Polskiej” z 1958 roku wydrukowany na jedwabiu w technice stalorytu.
Monika Orzech-Myrlak: Muzeum Poczty i Telekomunikacji to nie tylko zbiory filatelistyczne, ale i aparaty telefoniczne, telegraficzne i telewizory. Na szczególne uznanie zasługuje aparat telegraficzny Hughesa, którego powstanie datuje się na lata 1918–1939. Układem nadawczym jest tu klawiatura składająca się z 28 klawiszy, a informacje zapisywane są na pasku w postaci cyfr i liter. Widać tu bardzo mocną inspirację fortepianem, który był ulubionym instrumentem muzycznym wynalazcy. Za inne cymelia muzealne można uznać liczne zabytkowe, drewniane aparaty telefoniczne ścienne z XIX wieku – nie lada gratka dla konstruktora i miłośnika zabytkowych eksponatów telekomunikacyjnych. Ale na szczególne uznanie zasługują telegrafy, których w muzeum nie brak, a najciekawszy to ten z 1914 roku, eksploatowany przez Reichs-Telegraphenverwaltung. Cechowała go prostota konstrukcji i niezawodność funkcjonowania.
Budynek Poczty Głównej przy ul. Krasińskiego sprzed 1930 r., fot. z arch MPiT
Choć budynek przy ulicy Krasińskiego 1, w którym mieści się MPiT, obecnie nie jest dostępny dla zwiedzających, zatrzymajmy się przy nim na chwilę. Jego budowa w latach 20. XX wieku była wielkim wydarzeniem; wówczas mówiło się nawet, że był jedynym wieżowcem na wschód od Berlina. Do jakich celów został zbudowany i czy to prawda, że w PRL-u z jego wieży zagłuszano Radio Wolna Europa?
JJ-J: Tak, to prawda. W czasach PRL do 1953 r. na wieży ustawione były urządzenia służące do zakłócania amerykańskiej rządowej rozgłośni z uwagi na to, że m.in. w krajach Europy Środkowo-Wschodniej obowiązywał zakaz swobodnego przepływu informacji wprowadzony przez organy rządowe. A konstrukcja budynku temu sprzyjała – był on jednym z dwóch pierwszych wieżowców we Wrocławiu, którego część wieżową o wysokości 43 m tworzy żelazobetonowy szkielet z ceglanym wypełnieniem. Obiekt o nietypowej, bo bardzo wąskiej i długiej bryle zaprojektował w 1926 r. Lothar Neumann, architekt studiujący we Wrocławiu, Gdańsku i Monachium. Początkowo mieściła się w nim poczta czekowa – rodzaj banku, w którym przechowywano oszczędności.
Współcześnie częściej możemy spotkać kuriera rowerowego niż listonosza, a miejski krajobraz usiany jest paczkomatami jak niegdyś budkami telefonicznymi. A jak wyglądała sytuacja we Wrocławiu w pierwszych latach po wojnie, kiedy miasto odbudowywało się ze zniszczeń i odzyskiwało łączność z innymi miastami?
MO-M: Sytuacja w powojennym Wrocławiu była bardzo trudna, ale po roku 1945 nastąpił masowy ruch przesiedleńczy i mieszkańcy rozpoczęli prace porządkowe zgliszcz i zdewastowanego mienia. Przyświecał im jeden cel: odbudowa Wrocławia i przywrócenie mu dawnej świetności. Odgruzowywano ulice, stawiano budynki, poprawiano stan mostów – wszystko po to, aby Wrocław mógł rozwijać infrastrukturę transportowo-komunikacyjną. Do odbudowy miasta bardzo przyczyniła się „Poczta Polska, Telegraf i Telefon”. Gdy Wrocław pozostawał jeszcze zniszczony, pierwszy urząd pocztowy otworzono w Trzebnicy, potem w Legnicy. 16 maja 1945 r. otwarto pierwszy urząd pocztowy we Wrocławiu, który mieścił się przy ulicy Marsz. J. Stalina (obecnie Jedności Narodowej). Był to zaczątek, który dawał nadzieję na rozwój poczty. Wskrzeszał możliwość wysyłania listów rodzinom z dalekich Kresów, kontaktu z bliskim, przekazywania sobie śladów życia powojennego Wrocławia. Na początku telegramy można było nadawać tylko do Niemiec – do władz i urzędów, lecz w tym samym roku otwarto urzędy: w Leśnicy, Różance, Karłowicach i Sępolnie.
15 sierpnia otwarty zostaje kolejny urząd pocztowy we Wrocławiu (tzw. Wrocław 2) przy ulicy Małachowskiego. Dzięki takiemu obrotowi spraw możliwe już były nawet wysyłki paczek do 20 kg. Prawdziwa rewolucja nadeszła, gdy uruchomiono możliwość wysyłania przekazów pocztowych do kwoty 2 tys. zł. i czeków na okaziciela PKO. Poczta Polska, Telegraf i Telefon powoływała do pracy nowych pracowników. Sprawy rozwijały się w bardzo szybkim tempie i już w 1946 roku powstało 35 skrzynek pocztowych, a w 1948 roku było ich już 85. Głównym problemem był jednak brak samych skrzynek, dlatego przemalowywano niemieckie na kolor czerwony i domalowywano Orła Białego.
25 maja 1947 roku oddano do użytkowania pierwszą centralę telefoniczną, która liczyła sobie wtedy 800 abonentów i mieściła się w Ratuszu. Zainstalowano ją w gmachu Pocztowego Urzędu Czekowego przy ul. Krasińskiego 1-9, gdzie obecnie mieści się Muzeum Poczty i Telekomunikacji we Wrocławiu. W roku 1947 było już czynnych 414 placówek pocztowo-telekomunikacyjnych, przesłano 94 miliony przesyłek, zatrudniano 5 166 osób i zainstalowano 25 214 telefonów.
monografia Muzeum Poczty i Telekomunikacji we Wrocławiu 1921-2021 wydana z okazji jubileuszu stulecia jego działalności
Rzeczywistość nie sprzyja hucznym jubileuszom, których można by oczekiwać w kontekście tak okrągłych rocznic. Jakie Muzeum Poczty i Telekomunikacji ma plany na obchody 100-lecia istnienia?
MO-M: Z ubolewaniem większość naszych obchodów przenieśliśmy do internetu, ponadto musieliśmy zmienić datę uroczystości na czerwiec, kiedy sytuacja epidemiczna – miejmy nadzieję – uspokoi się i na nowo będziemy mogli zaprosić odwiedzających, choć setne urodziny obchodziliśmy dokładnie 25 stycznia.
Na YouTube’ie publikowane są krótkie filmiki prezentujące z detalami 100 eksponatów – każdy z nich opatrzony komentarzem opiekuna zbiorów. Co miesiąc prezentować będziemy tzw. Galerię Jednego Eksponatu. To w sieci, a na żywo, w czerwcu, planujemy uroczystą prezentację znaczka pocztowego poświęconego 100. rocznicy powstania Muzeum Poczty i Telekomunikacji we Wrocławiu (z nakładem 200 sztuk) połączoną z publikacją katalogu „Muzeum Poczty i Telekomunikacji 1921–2021”. To pierwsza historyczna monografia opisującą dzieje muzeum, która zawiera niepublikowane do tej pory archiwalia. Wyemitowany zostanie również banknot pamiątkowy 0 Euro, który cieszy się niezwykłą popularnością wśród kolekcjonerów w całej Europie od 2015 r.
Jednak jednymi z najważniejszych wydarzeń zaplanowanych na rok jubileuszowy są prezentacje prac dwóch rysowników oraz projektantów znaczków pocztowych i banknotów: Czesława Słani oraz Andrzeja Heidricha. Jeśli sytuacja pandemiczna nam na to nie pozwoli, wystawa prac odbędzie się online.
Rozmawiała: Magdalena Klich-Kozłowska