Związana z Dreznem artystka wizualna, performerka, wykładowczyni, która poza raz pierwszy rezydowała w stolicy Dolnego Śląska latem 2015 roku (w ramach naboru dla miast partnerskich), powróciła do Wrocławia, aby zrealizować performans ruchowy w przestrzeni publicznej. „Resistance” jest działaniem, do którego artystka zaprosiła grupę dwunastu tancerzy (Olę Kugacz, Agnieszkę Ćwieląg, Katarzynę Donner, Magdalenę Górnicką, Agatę Gregorkiewicz, Dianę Zamalojko, Barbarę Wysoczańską, Joannę Męczyńską i Mateusza Czyczerskiego) oraz Marka Gluzińskiego – artystę i kuratora na co dzień związanego ze Studiem Matejka oraz Instytutem im. Jerzego Grotowskiego we Wrocławiu.
Woda to doskonała metafora, uruchamiająca sieć różnorodnych odniesień. Jej ciężar powstrzymuje ruch, podobnie jak społeczne normy i role mogą hamować rozwój osobisty, jednakże woda i ciśnienie wyrażają także energię i siłę. Najprzyjemniejszy jest tu element zaskoczenia, podobnie jak w grze: nikt nie wie, kiedy korki wyskoczą, a sama deyzja tancerzy, aby wymusić eksplozję, może być podszyta agresją. Performans balansuje pomiędzy opieraniem się wewnętrznej lub zewnętrznej presji, lecz sam opór to wybuchowa i przy tym dość humorystyczna deklaracja społeczna.
„Resistance” zrealizowany został w sercu Wrocławia, przy skrzyżowaniu ulic Kazimierza Wielkiego i Świdnickiej. Tancerze, jeden po drugim, pojawiali się w przestrzeni wypełnionej ludźmi, wzbudzając ich zaciekawienie i zainteresowanie. Artystka wybrała to miejsce nieprzypadkowo: ścisłe centrum miasta, główny węzeł komunikacyjny, przestrzeń ściśle kojarzona z szybkim tempem, gastronomią i konsumpcjonizmem zostały w pewien sposób zakłócone dźwiękiem metronomu i rytmicznym marszem tancerzy. Ruchy performerów stawały się coraz bardziej intensywne i agresywne, aby po kilkunastu minutach zamienić się w protest, a następnie bitwę. Napięcie rosło do ostatniej chwili, przekraczając nawet symboliczny moment wybicia korków z butelek przymocowanych do ciał tancerzy. Eksplozje podkreśliły wody, wzmocnione gwałtownymi ruchami, podkreśliły punkt oczyszczenia i uwolnienia od napięcia, które zostało wygenerowane. Ostatnie minuty performensu, w których grupa kompletnie mokrych ciał leżała na chodniku jednej z głównych ulic miasta, stanowiły swego rodzaju katharsis – zarówno dla samych tancerzy, jak i dla publiczności. Po symbolicznym kieliszku szampana grupa artystów podziękowała i zniknęła, pozostawiając publiczność bez wyjaśnień, w sytuacji pełnej niedopowiedzeń i znaków zapytania.